Historia Ornety i okolic
reklama

Historia

Przed rzeką był tylko jeden ,,lokal” w którym amatorzy napoju z pianką mogli zasiąść za stołem i raczyć się do woli. Była to ,,Strzelnica”. Nazwa wzięła się stąd, że można tam było ,,strzelić piwko”. Nie biorę pod uwagę Garnizonowego Klubu Oficerskiego, który wprawdzie oferował bogate spektrum napojów wyskokowych, również tych pieniących się – ale tylko dla wybrańców.

Leon, jako najstarszy, cieszący się charyzmą, był naszym niekwestionowanym szefem. Ale gwiazda jego gasła. Niestety. Spodobały mu się jedna studentka – śliczna, czarnowłosa (jak Leon), niewysoka (jak Leon) Dorota. Zakochał się momentalnie - jak Pies Pluto. Przestał być dla nas autorytetem.

Ten kto mieszkał na Warmii pod koniec lat pięćdziesiątych i na początku lat sześćdziesiątych i miał szczęście widzieć hałaśliwe wędrujące tabory, pamięta tych ludzi emanujących radością życia, sprytem i specyficzną mądrością, przewyższającą często ówczesnych mieszkańców Warmii. Załączamy urywki opowiadania opartego na tych obserwacjach.

Początek inwokacji dzieła, którego urywki z każdego miejsca i każdej Księgi potrafił zarecytować profesor Dobosz a profesor Kanarkowa, Racinowa i Chruściel, analizowali, omawiali i zmuszali nas do nauki na pamięć całych fragmentów, dla współczesnej młodzieży wydaje się zbyt patetyczny. Dla mnie 77-latka, starszego od Liceum Ogólnokształcącego w Ornecie o dwa miesiące, ma dodatkowe znaczenie.

W Ornecie funkcjonowały dwa kina. ,,Wojskowe” - ,,Drwęca” (poprzednia nazwa ,,Lotnik”) przy Alei Wojska Polskiego i ,,Żerań”, późniejszy ,,Wrzos”, na końcu ulicy Mickiewicza, za posterunkiem milicji obywatelskiej, a przed rzeźnią miejską. Oba cieszyły się zainteresowaniem lokalnej społeczności, szczególnie wtedy, gdy na ekranach pojawiały się bestsellery filmowe, zarówno rodzime, jak i zagraniczne. 

Mając na uwadze mądrość życiową ojca, który mi powtarzał: ,,Synu, nigdy nie pchaj się by być pierwszym, ale też staraj się nie być ostatnim” absolutnie mi nie zależało na tym, by być tak zwanym dobrym uczniem. Bez żadnego wysiłku wpisywałem się w model preferowany przez mego ,,inaczej ambitnego” ojca.

,,Stokrotka” to był styl życia. Wszyscy znali się jak konie pozbawione sierści, więc wędrówki od stolika do stolika były czymś normalnym. Niektóre z nich były oblegane niczym dorodne grona winogron. Nierzadkim elementem na stolikach była szachownica. Niektórym amatorom tej królewskiej gry nie przeszkadzał harmider, ani dym papierosowy, ani też opary alkoholu. Wręcz przeciwnie. Stolik w rogu sali przeznaczony był dla brydżystów. Tam zawsze było tłoczno.

Jezioro Taftowo

Obóz mieścił się w pobliżu wsi Glebiska, nad jeziorem Taftowo, kilkanaście kilometrów od Ornety. Jak już wspomniałem jechaliśmy na pace, szczelnie przykryci plandeką i wydawało mi się , że wiozą nas na koniec świata.

Moje problemy związane z ortografią narastały. Gdyby wtedy obowiązywały dziś stosowane kryteria, byłbym dzieckiem dotkniętym dysortografią i takim bym prawdopodobnie pozostał na całe życie. Ale na szczęście nie obowiązywały. Byłem tylko tępym matołem, któremu nie wchodziła do głowy ortografia. 

Fot. Piotr Kajmer

Dziewczyna nie była zbyt lotna. To nie przypadek, że poszła do szkoły rolniczej i nie jej wina, że matematyka ani w ząb nie wchodziła do jej ładnej główki. Nasza ,,Matematyca” dostawała wtedy szału. Na jej szlachetnym obliczu pojawiały się nabrzmiałe żyły, twarz stawała się szkaradna, baliśmy się, żeby nie dostała jakiegoś wylewu, czy udaru, jej oczy prawie wypadały na zewnątrz, a miotała przy tym takie epitety na biedną Tereskę, że słuchać było ,,hadko”.

Ilustracja do tekstu

Kilku nowych uczniów, to byli ,,weterani”, odporni na wiedzę, lub tylko na nowoczesne metody nauczania. Powtarzali piątą klasę po raz kolejny, niektórzy z nich powinni już być absolwentami naszej szkoły, a mimo to z uporem godnym ważniejszej sprawy konsekwentnie naśladowali niejakiego Syzyfa

Nawet najpiękniejsza bajka kiedyś się kończy, dobiegły też końca moje pierwsze wakacje i trzeba było pożegnać gościnną, czarodziejską ziemię wileńską i jej cudownych mieszkańców.