Czy szczęśliwych Cyganów nie było?
reklama

Czy szczęśliwych Cyganów nie było?

Historia

Ten kto mieszkał na Warmii pod koniec lat pięćdziesiątych i na początku lat sześćdziesiątych i miał szczęście widzieć hałaśliwe wędrujące tabory, pamięta tych ludzi emanujących radością życia, sprytem i specyficzną mądrością, przewyższającą często ówczesnych mieszkańców Warmii. Załączamy urywki opowiadania opartego na tych obserwacjach.

...Było coś tajemniczego w cygańskim życiu, co przyciągało. Mieszkańcy wiedzieli, że trzeba się mieć na baczności, gdy tabor przejeżdża przez wieś. Gospodynie nie mogły się później doliczyć kur, gdy wpuściły do domów, to i wartościowych przedmiotów. Lokalna społeczność uważała wędrówki taborów za normalność. Trzeba tylko uważać. Miło było słuchać wróżb, które dawały nadzieje, bo w socjalistyczną nadzieję „świetlanej przyszłości” nikt nie wierzył. Lepiej było nie zadzierać z cyganichami, bo przekleństwo rzucone przez nie, mogło ściągnąć nieszczęście na rodzinę i dobytek.


Poprzedniego wieczora Sylwek z Mikołajem podczołgali się w krzaki i ukryci w bezpiecznej odległości, obserwowali tańce, śpiewy i weselne biesiadowanie Cyganów. Światło, płonącego, dużego ogniska i warmińska noc uszlachetniało i bogaciło kolorowe cygańskie stroje. Teraz przy dziennym świetle ta wspaniałość, ulotniła się, pozostała tylko szarość biedy cygańskiej....
...– Mikołaj wymyśl coś. – Już chciał wyłuszczyć przyjacielowi, jaki ma problem, gdy zobaczył na ścianie, w domu Mikołaj nowy święty obraz.
– Co to za święty?.
– Cyganka, od której babcia kupiła, za dwadzieścia jaj, powiedziała, że to święty Józef.
Sylwek takie portrety wdział i to dużo z tym, że nie było na nich pokolorowanej aureoli. Wisiały one w ogólniku i rozdawano je za darmo na pierwszego maja, gdy mieszkał w Ornecie.
– Mikołaj mam nadzieję, że ty do tego świętego nie będziesz się modlił? To portret Marksa...

REKLAMA


... Wczesnym rankiem już byli na targu. Teren targowiska składał się z dwóch części rozdzielonych drogą w jednej części handlowano końmi i krowami, w drugiej drób, owce, cielaki i prosiaki oraz na
prymitywnych straganach produkty rolne wiejskich gospodyń. Można również kupić drewniane dzieże, masielnice i wiadra i inne przedmioty potrzebne w gospodarstwie.
– Młodzieńcze! Cyganeczka prawdę ci powie. Powróżyć? – obrócił się, zamurowało go, przed nim stał cud dziewczyna w jego wieku w stroju cygańskim. Kształtna sylwetka piękna twarz koloru jego
letniej opalenizny. Na szyi kilka sznurów korali w tym jeden z bursztynów. W uszach duże kolczyki. Na głowie muślinowa kolorowa chusta, zawiązana z tyłu.
– Co? Proszę? – jąkał się zaskoczony
– Kochaniutki, połóż na dłoni banknot to Cyganeczka ci powie czyje serce twój widok uraduje – gdy mówiła cały czas patrzyła mu w oczy z szelmowskim uśmiechem i powiewając zalotnie swoim kolorowym
strojem cygańskim.
– Piękna Cyganeczko – odzyskał swoją pewność – z wielką przyjemnością dałbym ci nawet kilka banknotów ale portfel mój jest pusty.
– No to jesteś skąpcem, daj dłoń zobaczę co ci los szykuje. Interesuje się tobą i chce cię poznać piękna czarnooka, która lubi pola, lasy i podróżować po świecie, możesz zdobyć jej serce – przerwała -
Chcesz więcej wiedzieć? To bądź jutro w południe przy orneckim ratuszu tam będziemy wróżyć – zakręciła się na pięcie i ze śmiechem pobiegła do innych cyganek które opanowały rynek....


...O, ciekawa końska transakcja. Sprzedawano końską szkapę wyglądającą na 20 lat. Właściciel wyglądał na Cygana, towarzyszyło mu jeszcze dwóch.
– Panie, to przecież zaraz padnie, 6 tysięcy to za dużo – targował się kandydat na kupca, rolnik spod orneckiej wsi.
– Pan, to jest młody koń tylko zaniedbany, odżywi go pan i będzie wart 15 tysięcy. Ile pan da?
– Dwa tysiące.
– Pan, zaraz zobaczy jaki to silny koń – zaprzągł do wozu.
Szkapa była energiczna i pociągnęła 10 hamulcowych. Runda w około targowiska wypadła korzystnie. Koń rwał się do przodu tak że trzeba było powstrzymywać lejcami.
– Dam trzy tysiąc – kupujący uwierzy że po ożywieniu konia dobrze zarobi.
– Pan, ostatnie słowo 5 tysięcy. Patrz pan na zęby ma 6 lat – sprzedający uchylił wargę konia odsłaniając kilka dolnych zębów
– Cztery i pól tysiąca ostatnie słowo
– Niech stracę! Zgoda.
Przyklepali transakcję. Nowy właściciel zakupionego konia przywiązał go wozu sąsiada z którym przyjechał na targowisko i poszedł robić pozostałe zakupy. Sprzedawca i jego towarzysze nagle znikli z targowiska. Pół godziny później przechodząc obok wozu do którego przywiązana była szkapa zastał podnieconego właściciela i dyskujących ludzi. Podszedł bliżej.
Szkapa leżała obok, ciężko ruszając głową. Próby by się podniosła nie odnosiły skutku. Wyglądała jakby zeszło z niej powietrze.
– Panie, zostałeś zrobiony w konia – stwierdził miejscowy znawca po oglądnięciu zębów – Ten koń ma ponad dwadzieścia lat ma podpiłowane żeby wyglądał młodo a jego poprzednia energia była wynikiem butelki wódki wlanej do pyska przed sprzedażą.
– A to skurwysyny! Znajdziemy ich! – czterech chłopów wyjęło kłonice z wozu i ruszyło w miasto szukać oszustów.
Sylwek właśnie wychodził z klatki Subotki, gdy usłyszał krzyk z końca ulicy.
– To ten pieprzony Cygan był na targowisku! Ja cię zabije!– oglądnął się. Z końca ratuszowego placu biegł w jego kierunku wściekły kupiec końskiej szkapy wymachując kłonicą. Młody Cygan rozmawiał właśnie z dwoma Cygankami. Słysząc groźby zaczął uciekać w kierunku Sylwka.
– O, cholera – pomyślał Sylwek – to ta która tak mnie zauroczyła na targowisku. Cofnął się do otwartych drzwi. Cygan mijał drzwi.
– Tutaj! Tędy! – złapał za marynarkę i wciągnął do korytarza – Za mną!
Korytarz miał drugie drzwi od podwórza. Sylwek znał dobrze wszystkie przejścia. Pobiegli miedzy domami i krzakami aż do granicy miasteczka. Byli bezpieczni.
Teraz masz prostą drogę do taboru. Czy to nie głupie było tak oszukać chłopa? – zapytał i dodał – Teraz wszyscy w miasteczku będą was ścigać.
– Pan. Tych trzech to nie byli z naszego taboru nie jestem pewien czy to byli Cyganie, przysięgam na Baro Devel. Pan, dlaczego ty pomógł Cyganu?
– Nie chciałem by chłop cię zatłukł kłonica. Jak masz na imię?
– zmienił temat.
– Mówią na mnie Dondo a ty?
– Sylwester, jak się nazywa ta Cyganeczka z którą rozmawiałeś na ulicy?
– Która?
– Ta młodsza i ładniejsza?
– Mówią na nią Mura. To moja siostra. Piękna? – zapytał i dodał
– Pan, to nie dla Ciebie dziewczyna ty jesteś Gadźe.
– Oczywiście, oczywiście – potwierdził nie zdradzając swych zamiarów.
– Pan, uratowałeś mnie od kłopotów jak mógłbym ci podziękować?
– Po pierwsze nie mów pan ale Sylwek a po drugie czy mógłbyś mnie zaprosić na wieczorne ognisko w taborze gdy będziecie się tańczyć i śpiewać.
– To będzie nie możliwe byłoby to mageripen?
– Co za mageripen?
– Twoja obecność skalałaby Cyganów a to największe dla nas przestępstwo. Mój ojciec jest najważniejszy w taborze zapytam czy istnieje możliwość byś obserwował bez mageripen. Gdzie mieszkasz?
– Niedaleko taboru w Miłkowie, ostatni dom po prawej stronie.
– Jutro przed zachodem słońca. Uwiąż psy. Wszyscy szczuje nas psami gdy wchodzimy na podwórze – powiedział Dondo i poszedł do taboru....

 

REKLAMA


... Cygańskie chrzciny
– Baro Devel nie mogą żyć jak tylko będąc wolnymi.
– Baro Devel bez wolności nie ma miłości
– Baro Devel stworzyłeś człowieka na swój obraz, spraw by dobra było więcej niż zła bo świat przestanie istnieć
– Baro Devel pomóż mi bym był coraz bardziej człowiekiem co jest sensem i celem mego życia.


Sylwek wybierając się chrzest w taborze cygańskim nie miał świadomości, że tak może wyglądać cygańska modlitwa. Społeczność cygańska była akceptowana ale nie poważana przez mieszkańców a ścigana i prześladowana przez władzę totalitarną PRL. Sylwka intrygowało tajemnicze życie taboru. No i oczywiści piękna Murka.
Wypada coś zanieść w prezencie – pomyślał. i dyskretnie by nikt z rodziny nie widział złapał jedną kurę i ukręcił głowę i schował do worka .-Gdy matka zauważy brak to pomyśli, ze Cyganki ukradły.
Wychodząc z domu zobaczył na półce bursztyn znaleziony przy Szulcowej Rozbitce. Za każdym razem gdy miał przy sobie ten kawałek warmińskiego kamienia czuł się lepiej i pewniej.
Chyba to prawda co mówił stary Franc, że ma jakąś moc myślał.
Przed taborem otoczyła go gromadka dzieci.


– Zawołajcie Murke – poprosił
– Witaj piękny młodzieńcze. Jestem ci wdzięczna, że uratowałaś Dondo od kłopotów – szczebiotała cały czas śmiejąc się.
– Mam prezent na chrzest – podał worek
– Wiem, że masz być na chrzcinach. Przyjdź piękny młodzieńcze, to Cyganka powie jaka miłość cię czeka – momentami rozmawiała poprawną polszczyzna po chwili śpiewnym cygańskim żargonem. Trochę go peszyło stwierdzenie, „piękny młodzieńcze” ale i sprawiało przyjemność
– Ta kura będzie również zapłatą za wróżbę by się spełniła.
– Jaka wróżba?
– Ta która cię czeka gdy przyjdziesz kochaniutki do taboru
– przestawała być ładna, stawała się pociągająco piękna. Wyjęła kurę z worka. Rozcięła. Wyrzucił wnętrzności psu przywiązanemu do wozu. Wnętrze kury natarła jakimiś ziołami. Przyniosła z brzegu strumienia glinę, którą obkleiła całą wraz z pierzem aż powstał jeden gliniany tobołek. W wykopany w ziemi dołek włożyła swoje dzieło.


– Dondo! Co ona robi? Po to przyniosłem kurę by zakopała w ziemi? To jakieś cygańskie czary? – był zdziwiony.
– Tak to nasze tajemne czary.
– Jakie?
– Zobaczysz po pewnym czasie – powiedział śmiejąc się.
Dzieci przyniosły z lasu suche drewno, ułożyły na
pogrzebanej kurze i rozpaliły ognisko.
– Teraz ogień dopełni czarów. Co z tego powstanie zobaczysz – roześmiał się widząc zdziwioną minę Sylwka.
W taborze trwały przygotowania do chrztu i poczęstunku. Tabor rozłożył się na uroczysku otoczonym z trzech stron lasem, czworobok zamykała wodna struga z krystaliczną czystą wodą, za którą w prześwitach brzozowego zagajnika widać było dalekie morenowe pagórki ku którym podążało słonce. W bezpiecznej odległości od rozbitych prymitywnych namiotów, skromnych
furmanek i bogato zdobionych wozów domów przygotowano ognisko. Z darni i mchu przygotowano długi stół biesiadny przykryty obrusami rozłożono obok dywanowe chodniki do siedzenia po turecku .
Zapach iglastego lasu wymieszany z dymem ognisk i żeliwnych przenośnych kuchenek przy których krzątały się Cyganki, tworzył nie zapomniany aromat. Niesamowitości dodawały odgłosy śpiewającego lasu uzupełniany co chwile próbnym graniem cygańskiej kapeli.

REKLAMA


Sylwek swymi zmysłami i umysłem rejestrował te warmińskie piękno. Był nieświadom tego, ze przeżywanie choćby namiastki tego zauroczenia wykorzysta w swym dorosłym życiu wybierając miejsca na obozowiska harcerskich obozów, którym komendantował w swe urlopowe dnie.
– Coś się tak zamyśliłeś? – przy nim stał Dondo – O! Właśnie przyjechał ksiądz.


Od drogi publicznej do obozowiska prowadziła przez las, piaszczysta polna droga przy zbiegu których stał Przestrzelony Krzyż. Przywieziony cygańskim wozem ksiądz z pobliskiego
kościoła, rozkładał na prymitywnym stole biały obrus i przedmioty liturgiczne .
– Jak mam się zachować? – zapytał
– Normalnie. Bądź obok.
Rodzice chrzestni przyszli do wozu z którego pochodziło
dziecko.
– Przecież ono ma kilka lat – zdziwił się Sylwek.
Rodzice chrzestni sypnęli garść monet do wozu z którego
pochodziło dziecko.
– Chrzcimy gdy dziecko ma kilka wiosen, do tego czasu dziecko nie może wejść do kościoła ani na cmentarz.
– A te monety?
– To na szczęście, by dziecku miało przez całe życie pieniądze.


Przy prymitywnym ołtarzu rozpoczęła się msza polowa z ceremonia chrztu taka ja zawsze w katolickim kościele odprawiana w języku łacińskim.
No prawie taka sama. Religijne śpiewy cygańskie, unoszone muzyką cygańskiej kapeli wzmocnione echem ściany lasu, płynęły ku niebu nie ograniczane murami i stropami kościoła.
– Tak pięknie wielbicie Boga, to dlaczego tak rzadko chodzicie do kościoła?
– Baro Devel, Wielki Bóg stworzył przyrodę i przypisał je prawa natury? – opowiedział Sylwkowi pytaniem.
– Tak.
– Baro Devel stworzył człowieka na swoje podobieństwo?
– Tak
– Dał mu wolną wolę?
– Tak
– To powiedz sam czy Baro Devel wolałby być zamknięty w murach kościoła czy słuchać modlitwy tu w tej naturalnej świątyni?
– Jakaś logika w tym jest – trudno było nie przyznać racji takim argumentom.
– Powiedz mi czy to naturalne a zatem zgodne z wolą Baro Devel by ksiądz zakonnice żyli w celibacie, my Cyganie inaczej niż wy rozumiemy miłość do Baro Devel i miłość miedzy kobietą i mężczyzna?
– Może i masz rację – dyplomatycznie zakończył Sylwek


Orszak uczestników wrócił do taboru. Uczestnicy zostali poczęstowani kieliszkiem wódki. Ojciec chrzczonego dziecka podchodził do każdego poczynając od rodziców chrzestnych i mężczyzn nalewał do trzymanego kieliszka wódkę i podawał. Po wypiciu, do tego samego kieliszka ponownie nalewał i podawał następnemu.


– Poczekaj chwilę, przyniosę kieliszek dla ciebie, nie gniewaj się, jako Gadźe nie możesz pić z tego krążącego kieliszka.
– Ja nie będę pił – zaprotestował Sylwek.
– Musisz. Obraziłbyś rodziców dziecka, to toast za pomyślność właśnie ochrzczonego – oddalił się do taboru
– Jasnooki! Mam coś dla ciebie. Daj dłoń – przed nim stała
Mura z garścią jagód w otwartej dłoni i sznurem bursztynów na szyi.
– Proszę – wyciągnął rękę.
– Szybo zjedz. W tych jagodach tkwi tajemnica pięknej dziewczyny. Me chav tre jakha – wyspała jagody, które szybko włożył do ust nie rozumiał ostatnich słów ale był przekonany, ze wyrażają uczucia sympatii.
Roześmiała i prawie nie dotykając bosymi nogami trawy pobiegła do taboru
– Oto twój kieliszek, zaraz będzie twoja kolej, musisz wpić i powiedzieć życzenia ochrzczonemu Ćirikło – wyjaśnił Dondo po powrocie z kieliszkiem.
– Ćirikło? Takie imię otrzymał ochrzczony? Czy wasze imiona coś oznaczają?
– Nasze imiona są zarazem przezwiskami Ćirikło-Ptak, Dondo-Dąb, Mura-Jagoda – gdy wymawiał ostatnie wyrazy serce

REKLAMA


Sylwka rozdygotało się. Zrozumiał tajemnicę jagód.
– Powiedz mi, o ile to nie będzie zdradą cygańskich zwyczajów, co znaczą słowa „me chav tre jakha”?
– Gdzie to słyszałeś? Kto ci to powiedział? – z zaciekawieniem spojrzał na Sylwka.
– Wiesz, wtedy w Ornecie na targowisku młody twój rodak powiedział młodej Cygance a ona zrobiła bardzo zdziwioną minę.
Tu w taborze nie mogę poznać tej pary – skłamał Sylwek dodając ostatnie zdania by nie było dalszych pytań.
– Tą tajemnicę naszego języka mogę zdradzić. To znaczy dosłownie - „jem twoje oczy” – wyjaśnił z tajemniczym uśmiechem.
– To ten na targowisku był kanibalem, czy głupkiem. Do dziewczyn z takim tekstem?
– Zdradzę jeszcze jeden sekret to wyrażenie w waszym języku oznacz „kocham cię” – ta odpowiedz wyjaśniła Sylwkowi wszystko.
– Kon hadeła mariben, dava chała... – donośnym głosem powiedział cygański wójt do siedzących po turecku wokół obrusów zastawionych jadłem i butelkami wódki. Kontynuował dalej wypowiedz w formie wyliczania jakiś wyrazów nie zrozumiałych dla Sylwka.
– Dondo! Co twój ojciec mówi?
– Kto wywoła bijatykę, ten zje – przetłumaczył pierwsze słowa– dalej ojciec wymienia to co może skalać Cygana i uczynić go nieczystym.
– To znaczy że, nie będzie tu tak jak na naszych zabawach ludowych?
– Siadaj – wskazał miejsce obok – Nie zupełnie tak. Tutaj też może dojść bo bijatyki. Tylko cygan nie może użyć noża ani innego przedmiotu z żelaza.
– Co Mura robi? – zapytał zdziwiony.
Dziewczyna rozgarnęła żar przykrywający glinę z kurą i zaczęła wyjmować twardą bryłę jak wypalony garnek.
– Zobaczysz. To właśnie są te cygańskie czary – roześmiał się.
Uderzona polanem gliniana skorupa rozpadła się roztaczając aromatyczny zapach pieczonej kury pozbawionej piór tworzących z twardą gliną jedną całość.
– To dla was – podała na dużym liściu łopianu soczyste dwa uda kury. Dołożyła na drugim liściu świeże pomidory, ogórki i pieczone nad ogniskiem placuszki rogaliki. Skończyła obsługiwać brata i Sylwka. Śmiejąc się pobiegła w kierunku dużego ogniska.
– Morenowe wzgórze powoli pochłaniało słońce, długie promienie przeciskały się pomiędzy drzewami i krzewami a tam gdzie padły kolory przyrody stawały się ostre, czyste i wyraziste.
Powiewne ubrania tańczących cygańskich dziewcząt falowały, lekko odsłaniając powabne piersi, drgające w rytm muzyki jak osikowe liście. Sylwek zapatrzył się tylko w jedną tancerkę. Palce jej bosych stóp prawie nie dotykały trawy. Miał wrażenie, ze tańczy dla niego. Nie zwrócił uwagi, że od pewnego czasu jest obserwowany przez dwóch młodych Cyganów.
– Ty! Gadźio, co tu robisz? – usłyszał od jednego z nich, gdy Dondo na chwilę oddalił się.
– Wasz Wójt mnie zaprosił – agresywny ton pytającego nie wróżył nic dobrego.
– Radzimy byś się wyniósł jak najszybciej, bo sam Szero-Rom cię nie ochroni – uchylił połę marynarki pokazując nóż za paskiem.


Wrócił Dondo.
Krótka wymiana zdań podniesionym głosem miedzy cyganami.
– Niektórym nie podoba się twoja obecność będziesz musiał zaraz iść – wyjaśnił.
– O co im chodzi?
– Widzieli jak patrzysz na Mure, ale nie to ich rozwścieczyło. Cyganka ma prawo budzić zainteresowanie nie tylko u Cyganów. Zauważyli że ona patrzy na ciebie tak jak może patrzeć tylko na Cygana.
– Dobrze pójdę już. Tylko czy mogę podziękować twojej siostrze za smaczną kurę.


Edward Bernatowicz