Historia Ornety i okolic
reklama

Historia

Ilustracja do tekstu

Piaszczysta droga, z iglastego, pachnącego kościelnym kadzidłem lasku, doprowadzała do otwartej przestrzeni. Rowerzysta ujrzał, usłyszał i poczuł, zapach nowego oddechu, warmińskiej normalności. Zanurzony w tej naturze od dzieciństwa, nie analizował akademicko rozumianego pojęcia piękna krajobrazu. Lecz często był zaskakiwany tym, co nazywał widokami tworzonymi przez pory roku i przyrodę. Nie widział w tym nic nadzwyczajnego. Nie opuszczał tej krainy.

Przed rzeką był tylko jeden ,,lokal” w którym amatorzy napoju z pianką mogli zasiąść za stołem i raczyć się do woli. Była to ,,Strzelnica”. Nazwa wzięła się stąd, że można tam było ,,strzelić piwko”. Nie biorę pod uwagę Garnizonowego Klubu Oficerskiego, który wprawdzie oferował bogate spektrum napojów wyskokowych, również tych pieniących się – ale tylko dla wybrańców.

Leon, jako najstarszy, cieszący się charyzmą, był naszym niekwestionowanym szefem. Ale gwiazda jego gasła. Niestety. Spodobały mu się jedna studentka – śliczna, czarnowłosa (jak Leon), niewysoka (jak Leon) Dorota. Zakochał się momentalnie - jak Pies Pluto. Przestał być dla nas autorytetem.

Mówią, że to nie ludzie wybierają Boga, ale Bóg wybiera sobie ludzi. Nie będę polemizował. Wiem jedno – pokochałem tę krainę. Ale nie to jest najważniejsze – tak może powiedzieć każdy pod wpływem emocji. Najważniejsze jest to, że to ona mnie wybrała żebym ją kochał. Miłością bezwzględną, dozgonną. Za jej piękno, ale i … za komary latem, za jesienną plugawicę, siarczyste mrozy i ludzi, którzy nie zawsze potrafią docenić, że mieszkają w takim wyjątkowym miejscu.
Za to jestem wdzięczny.

Początek inwokacji dzieła, którego urywki z każdego miejsca i każdej Księgi potrafił zarecytować profesor Dobosz a profesor Kanarkowa, Racinowa i Chruściel, analizowali, omawiali i zmuszali nas do nauki na pamięć całych fragmentów, dla współczesnej młodzieży wydaje się zbyt patetyczny. Dla mnie 77-latka, starszego od Liceum Ogólnokształcącego w Ornecie o dwa miesiące, ma dodatkowe znaczenie.

W Ornecie funkcjonowały dwa kina. ,,Wojskowe” - ,,Drwęca” (poprzednia nazwa ,,Lotnik”) przy Alei Wojska Polskiego i ,,Żerań”, późniejszy ,,Wrzos”, na końcu ulicy Mickiewicza, za posterunkiem milicji obywatelskiej, a przed rzeźnią miejską. Oba cieszyły się zainteresowaniem lokalnej społeczności, szczególnie wtedy, gdy na ekranach pojawiały się bestsellery filmowe, zarówno rodzime, jak i zagraniczne. 

Wracając pewnego letniego popołudnia do domu zauważyłem, że na przy naszym bloku, zebrał się tłum, jak, nie przymierzając w Boże Ciało. Na ulicy stała zaparkowana wysłużona niebieska ,,suka” z włączona ,,dyskoteką”, czyli kogutem. Obok krzątali się gliniarze. Nie trzeba być Einsteinem, by się domyślić przyczyny - Ziutaf miał swój kolejny ,,występ”.

,,Stokrotka” to był styl życia. Wszyscy znali się jak konie pozbawione sierści, więc wędrówki od stolika do stolika były czymś normalnym. Niektóre z nich były oblegane niczym dorodne grona winogron. Nierzadkim elementem na stolikach była szachownica. Niektórym amatorom tej królewskiej gry nie przeszkadzał harmider, ani dym papierosowy, ani też opary alkoholu. Wręcz przeciwnie. Stolik w rogu sali przeznaczony był dla brydżystów. Tam zawsze było tłoczno.

Jezioro Taftowo

Obóz mieścił się w pobliżu wsi Glebiska, nad jeziorem Taftowo, kilkanaście kilometrów od Ornety. Jak już wspomniałem jechaliśmy na pace, szczelnie przykryci plandeką i wydawało mi się , że wiozą nas na koniec świata.

W dniu wypłaty, czyli dziesiątego dnia każdego miesiąca wejście do ,,Wyrzutni” było prawie niemożliwe. Tylko najbardziej zdeterminowani byli w stanie tego dokonać. Panował tam taki tłok, że jak ktoś ,,urżnął się w trupa” to nie był w stanie przewrócić się, by zalec, tylko tkwił w stanie hibernacji w pionowej pozycji dopóki nie odzyskał jako-tako świadomości.

Fot. Piotr Kajmer

Dziewczyna nie była zbyt lotna. To nie przypadek, że poszła do szkoły rolniczej i nie jej wina, że matematyka ani w ząb nie wchodziła do jej ładnej główki. Nasza ,,Matematyca” dostawała wtedy szału. Na jej szlachetnym obliczu pojawiały się nabrzmiałe żyły, twarz stawała się szkaradna, baliśmy się, żeby nie dostała jakiegoś wylewu, czy udaru, jej oczy prawie wypadały na zewnątrz, a miotała przy tym takie epitety na biedną Tereskę, że słuchać było ,,hadko”.

Ilustracja do tekstu

Kilku nowych uczniów, to byli ,,weterani”, odporni na wiedzę, lub tylko na nowoczesne metody nauczania. Powtarzali piątą klasę po raz kolejny, niektórzy z nich powinni już być absolwentami naszej szkoły, a mimo to z uporem godnym ważniejszej sprawy konsekwentnie naśladowali niejakiego Syzyfa