Szeptucha
Moja dobrodziejka – Szepucha,
babka od zawiłych boleści.
Nie wierzysz, to nie musisz słuchać,
gdy zabobonem Ci szeleści.
Gdzie Tafta – jezioro pogańskie
wśród lasów odwiecznych się kryje,
na małej polance bezpańskiej
chałupka jej prawie już gnije.
*
Miałem przypadłość osobliwą –
nadmiar trunków – nie od obżarstwa.
Do wyleczenia niemożliwą
i nie znał nikt na nią lekarstwa.
Ilem gorzały musiał wychlać
i innych, równie podłych trunków,
zanim znajomy mój – milicjant –
nie wskazał mi drogi ratunku.
- Jedź do Szepyuchy – rzekł – kolego.
Starucha jest skuteczna, miła,
mnie – już na straty spisanego
ze skurwysyństwa wyleczyła.
- Jak ja tam trafię? Mój ty Boże –
przeląkłem się, coś we mnie pękło.
- Nie łam się, ja cię tam zawiozę!
I zawiózł mnie tam swą WFM-ką.
W niekiepski kosmos odleciałem –
ja, com miał cuda za androny;
ciało i duszę swą oddałem
spółce MO & Zabobony.
Pędził motorem, jak syn czarta,
przez uroczyska, przez gęstwiny,
pękała ma dusza rozdarta
aż zawiózł mnie do jej chatyny.
Szepty, zaklęcia, ziół kadzenie –
przestrach mój zdjęła, odczyniła
i moje złe uzależnienie
w garstkę popiołu zamieniła.
*
Dziwa, dziwadła na tej Warmii,
czasami aż strach tam przebywać.
Ale jak zaczniesz – jesteś w matni;
nie będziesz mógł bez niej wytrzymać.