Targ w Ornecie czyli jak kupiono pijanego konia
reklama

Targ w Ornecie czyli jak kupiono pijanego konia

Orneta - Plac Wolności

Historia

...Wczesnym rankiem byli na targu w Ornecie.

Teren targowiska składał się z dwóch części rozdzielonych drogą, w jednej części handlowano końmi i krowami w drugiej drób, owce, cielaki i prosiaki oraz na prymitywnych straganach produkty rolne wiejskich gospodyń.
Był to czas pierwszych pralek mechanicznych. Posiadanie takiego urządzenia nobilitowało wiejską gospodynie we wsiach gdzie wodę pobierano ze studni. Stały te urządzenia nieużywane w eksponowanym miejscu dopóki nie odkryto ze bardzo dobrze nadają się do robienia masła sprzedawanego na targu w Ornecie. 


Ciemnożółty kolor masła to znak jego wysokiej jakości. Trafiały się wiejskie gospodynie które "uszlachetniały" ten produkt złej jakości dodając soku z marchwi. Można również kupić drewniane dzieże, masielnice, grabie i wiadra i inne przedmioty potrzebne w gospodarstwie.


– Młodzieńcze! Cyganeczka prawdę ci powie. Powróżyć?– obrócił się, zamurowało go, przed nim stał cud dziewczyna w jego wieku w stroju cygańskim. Kształtna sylwetka piękna twarz koloru jego letniej opalenizny. Na szyi kilka sznurów korali w tym jeden z bursztynów. W uszach duże kolczyki. Na głowie muślinowa kolorowa chusta, zawiązana z tyłu.
– Co? Proszę?– jąkał się zaskoczony
– Kochaniutki, połóż na dłoni banknot to Cyganeczka ci powie czyje serce twój widok uraduje– gdy mówiła cały czas patrzyła mu w oczy z szelmowskim uśmiechem i powiewając zalotnie swoim kolorowym strojem cygańskim.
– Piękna Cyganeczko– odzyskał swoją pewność– z wielką przyjemnością dałbym ci nawet kilka banknotów ale portfel mój jest pusty.
– No to jesteś skąpcem, daj dłoń zobaczę co ci los szykuje. Interesuje się tobą i chce cię poznać piękna czarnooka, która lubi pola, lasy i podróżować po świecie, możesz zdobyć jej serce– przerwała na moment.
– Chcesz więcej wiedzieć więcej? To bądź jutro w południe przy orneckim ratuszu tam będziemy wróżyć– zakręciła się na pięcie i ze śmiechem pobiegła do innych cyganek które opanowały targowisko.


Rozmyślając o urodziwej Cyganeczce przeszedł do części gdzie sprzedawano konie. Właśnie jeden z Kaszubów kończył transakcje zakupu konia od miejscowego chłopa. Uderzeniem dłonią w dłoń przybili wytargowano cenę. Pieniądze
zostały przekazane. Każda transakcja powinna być potwierdzona szklanką wódki. Chłop wciągnął ćwiartkę wódki z czerwoną kartką, wprawnym ruchem, uderzając dłonią w dno butelki, wybił korek i rozlał zawartość do dwóch musztardówek.
Wypili.


Rozwinął Trybunę Ludu i wyjął dwa solone śledzie jeden podał nabywcy konia, drugiego złapał za ogon i energicznym ruchem uderzył w deski wozu strzepując sól, zdarł skórę i po chwili na ziemi wylądował szkielet śledzia z głową i ogonem.
– Sylwek tego konia chyba kupię. Znam go. To koń z sąsiadującego z nami pegeeru. Nigdy nie pracował. Poczekaj! Kupimy go za bezcen.
Podstawową siła pociągowa na wsi są konie. W prywatnych i państwowych gospodarstwach rolnych nieliczne traktory, niedostosowane do kapryśnej ziemi warmińskiej, nie zdają egzaminu. W pegeerach często pracują ludzie przypadkowi, znęcają się nad zwierzętami. Dla nich jedną metodą traktowania koni jest bat. Trafiają się konie buntujące się przeciw temu i gdy zobaczą bat, buntują się. Piękna klacz którą dojrzał ojciec Sylwka była takim koniem. Sprzedającym był kierownik, brygadzista i „czynnik społeczny” czyli sekretarz podstawowej organizacji partyjnej. Znalazł się kandydat na kupno klaczy
– Ile panowie chcą za tego konia,– zapytał, oglądając zęby po których określa się wiek konia.
– Dziesięć tysięcy złotych tak określi rzeczoznawcy PGR– powiedział kierownik
– Ile ma lat?
– Cztery?
– Zgadza się. Możemy sprawdzić czy nadaje się do pracy. Zaprzęgniemy go do wozu.


Sprawdzanie siły i przydatności konia polega na próbie ruszenia wozu który jest hamowany przez początkowo dwudziestu mężczyzn jeżeli koń nie ruszy liczba hamujących się zmniejsza aż do skutku.
– Sylwek weź od panów z Kaszub bat i przejdź tak by klacz go zobaczyła – polecił cicho ojciec, gdy klacz był zaprzęgnięta i kandydaci na hamulcowych zajęli miejsca.


Tylko bat znalazł się w zasięgu wzroku klaczy. Przednia para nóg konia znalazła się w górze. Była piękna. Następnie trzasnęła tylnymi nogami w orczyk i hołoble łamiąc je i uwalniając się z zaprzęgu. Kierownik, brygadzista i „czynnik społeczny” ledwie
utrzymali za lejce by nie uciekła.


– Panowie co wy chcecie sprzedać, to się nadaje tylko na kiełbasy – stwierdził potencjalny nabywca.
– Sylwek Podoba ci się ta klacz?– zapytał ojciec, na uboczu.
– Tak. Jest piękna.
– Poczekaj. Będzie nasza. Zrobimy z niej pożytecznego dobrego konia– powiedział i podszedł do kierownika.
– Dzień dobry panie kierowniku.
– O, dzień dobry, widzi pan mamy konia który nie nadaje się do pracy będziemy musieli sprzedać go na kiełbasy– poskarżył się.
– Może coś na to poradzimy niech pan przyjedzie wieczorem
do mnie do domu– powiedział tak by nie słyszeli pozostali pracownicy pegeeru.
– Dobrze.
– Wracamy?– zapytał ojca, kupiec z Kaszub po zakupie sześć koni.
– Tak.
– Tato ja odwiedzę kolegę z klasy. Wrócę wieczorem jego rowerem poinformował Sylwek.


Kaszubi z ojcem pojechali furmanką prowadząc sześć koni. Sylwek lubił oglądać ruch na targowisku.
– Czerwona wygrywa czarna przegrywa– usłyszał.
Znów warszawiak łapie naiwniaków na trzy karty. O... Ciekawa końska transakcja. Sprzedawano końską szkapę wyglądającą na dwadzieścia lat. Właściciel wyglądał na Cyganem towarzyszyło mu jeszcze dwóch.
– Panie, to przecież zaraz padnie, sześć tysięcy to za dużo– kandydat na kupca rolnik spod orneckiej wsi targowa się.
– Pan, to jest młody koń tylko zaniedbany, odżywi go pan i będzie wart piętnaście tysięcy. Ile pan da?
– Dwa tysiące.
– Pan, zaraz zobaczy jaki to silny koń– zaprzągł do wozu.
Szkapa była energiczna i pociągnęła dziesięciu hamulcowych. Runda w około targowiska wypadła korzystnie. Koń rwał się do przodu tak że trzeba było powstrzymywać lejcami.
– Dam trzy tysiąc– kupujący uwierzy że po odkarmieniu konia dobrze zarobi.
– Pan, ostatnie słowo pięć tysięcy. Patrz pan na zęby ma sześć lat – sprzedający uchylił wargę konia odsłaniając kilka dolnych zębów
– Cztery i pól tysiąca ostatnie słowo
– Niech stracę! Zgoda.


Przyklepali transakcję. Nowy właściciel zakupionego konia przywiązał go wozu sąsiada z którym przyjechał na targowisko i poszedł robić pozostałe zakupy. Sprzedawca i jego towarzysze nagle znikli z targowiska. Po pół godzinie Sylwek przechodząc obok wozu do którego przywiązana była szkapa zastał podnieconego właściciela i dyskutujących ludzi. Podszedł bliżej.
Szkapa leżała obok, ciężko ruszając głową. Próby by się podniosła nie odnosiły skutku. Wyglądała jakby zeszło z niej powietrze.
– Panie, zostałeś zrobiony w konia– stwierdził miejscowy znawca po oglądnięciu zębów
– Ten koń ma ponad dwadzieścia lat ma podpiłowane żeby wyglądał młodo a jego poprzednia energia była wynikiem butelki wódki wlanej do pyska przed sprzedażą.
– A to skurwysyny! Znajdziemy ich!– czterech chłopów wyjęło kłonice z wozu i ruszyło w miasto szukać oszustów...