Ostatnie dni Wormditt - Die letzten Tage von Wormditt
reklama

Ostatnie dni Wormditt - Die letzten Tage von Wormditt

Historia

W związku z szybkim posuwaniem się Rosjan zimą 1945 roku, w Ornecie zrobiło się nerwowo. Myśl o ucieczce zdominowała umysły mieszkańców. Nikt nie wiedział jak się ratować. Tak się złożyło, że prawie każdy musiał martwić się samodzielnie swoim losem. Od jesieni 1944 r. miasto wypełniali uchodźcy ze wschodniej granicy Niemiec, po krótkim odpoczynku kontynuowali podróż na zachód. Wieści przychodzące z linii frontu donosiły, że front wschodni nie jest już w stanie powstrzymać Rosjan, a nasza ojczyzna jest w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Doświadczyliśmy tego w styczniu 1945 roku.

13 stycznia 1945 r. raport Wehrmachtu donosił: „Rosjanie przebili się na wschodzie, rozpoczyna się wielka rosyjska ofensywa”. Niepokój można było wyczytać na twarzach i usłyszeć w rozmowach mieszkańców. W nadchodzących dniach i tygodniach dużo widziałem i słyszałem,  tak jak mężczyzna w parku podnosi skrawki papieru szpiczastym patykiem, tak ja próbowałem uchwycić nawet drobne rozmowy i wydarzenia aby mieć wiarygodne wspomnienia z ostatnich wydarzeń w mojej małej ojczyźnie którą pokochałem. Wszyscy przygotowywali się do ucieczki, chociaż „władcy” krzyczeli że to zabronione. (Wśród rządzących byli głównie ludzie, którzy przenieśli się tam po 1933 r. i którym przydzielono kluczowe stanowiska w partii). Nikomu nie wolno było wysyłać paczek do Rzeszy. Tak minął tydzień niepewności.

 

Przy dworcu kolejowym
Przy dworcu kolejowym

Sobota, 20 stycznia

Przed godziną 11:00 włączył się alarm przeciwlotniczy. Dzieci natychmiast pobiegły do ​​domu, podczas gdy my - nauczyciele wciąż rozmawialiśmy na szkolnym boisku. Nagle zobaczyliśmy nad naszymi głowami samoloty wroga i pobiegliśmy do schronu. Zegar na ratuszowej wieży wybił jedenastą. Bomby odłamkowo-burzące i zapalające wybuchały. Spłonęła stodoła na dziedzińcu klasztornym. W mieście krążyły plotki, że teren stacji został poważnie uszkodzony, na peronie zginęło 20 osób, a tory kolejowe zostały uszkodzone. Pierwszymi ofiarami rosyjskiego ataku byli nasz uczeń Heinz Hoffmann, pani Anna Teubler z Bahnhofssiedlung (pracownica dworca) oraz pan Engling. Wzrósł niepokój wśród mieszkańców. Na ulicy rozmawiano że na drodze do Mohrungen (Morąg) widziano Rosjan. Wiadomość ta rozniosła się po mieście lotem błyskawicy. Była sobota i wielu mieszkańców z okolicznych wsi przybyło do miasta, żeby zrobić zakupy. Z wielkim niepokojem wrócili do domu i opowiadali, co widzieli i słyszeli w Ornecie.

O drugiej w nocy z 20 na 21 stycznia obudziło mnie gwałtowne pukanie do okna i kazano mi natychmiast stawić się w ratuszu do Volkssturmu. Komisja rekrutacyjna ustaliła, kto powinien odpędzić Rosjan od miasta. Adwokat dr. Hoenig, dowódca batalionu, oraz dr. Anton Zimmermann, jako lekarz batalionu, zostali sprowadzeni, aby zapewnić poborowi spektakularny sukces a komisji dodać uznana i szacunku. „Egzamin” przydatności do służby został przeprowadzony w taki sposób, że trzeba było chodzić wokół komisji, aż wreszcie, zgodnie z apelem ministra propagandy Rzeszy Göbbelsa i Gauleitera Kocha, uznano poborowego za nadającego się do Volkssturmu. Wszyscy mężczyźni do 60 roku życia kwalifikowali się.

 

Volkssturm w Prusach Wschodnich osiągnął liczbę około 67 tysięcy ludzi zorganizowanych w 120 batalionów
Volkssturm w Prusach Wschodnich osiągnął liczbę około 67 tysięcy ludzi zorganizowanych w 120 batalionów

 

 

Teraz sformowano batalion; jedną kompanię przejął nauczyciel Brosch, drugą fryzjer Bernhard Thiel, trzecią, która składała się głównie z mężczyzn z okolicznych wsi, nauczyciel Conrad Packheiser z Migehnen (Mingajny). O świcie kazano nam zanieść nasze rzeczy do urzędu pracy, siedziby Volkssturmu. Na początku było wiele dyskusji, dlaczego to i tamto zostało wydane ale dowództwo szybko ucięło temat. Nasza kompania otrzymała rozkaz zajęcia okopów od stacji kolejowej w kierunku Karbener (Karbowo)- i Liebstadter Chaussee (szosa na Miłakowo) oraz uniemożliwienia Rosjanom wkroczenia do miasta. Podczas oględzin okazało się, że okopy z powodu śnieżyc z ostatnich kilku dni są zasypane. Nie mieliśmy ani łopat do odrzucania śniegu, ani broni do zatrzymania Rosjan. Później każdy otrzymał karabin i trzy naboje. Na nasze szczęście wkrótce Wehrmacht zajął okopy, artyleria podniosła działa i podjechały nasze czołgi.

 

Wojska niemieckie - Sturmgeschütz III
Wojska niemieckie - Sturmgeschütz III

 

REKLAMA

 

Niedziela, 21 stycznia

Niedziela była niespokojna. Od czasu do czasu mogliśmy wracać do domu, aby przygotować rodziny na nadchodzące niebezpieczeństwo. Około 10 wieczorem przyszedł Hans Sowa z poleceniem z partii i NSV (opieka społeczna), żebym natychmiast poszedł nadzorować zakwaterowanie uchodźców w miejskiej sali gimnastycznej i w liceum. Z pomocą przyszło mi dwóch Francuzów. Uchodźcy przybyli o 4 rano ciężarówką z Olsztyna. Ciężarówka zatrzymała się przed urzędem pracy, siedziały na niej kobiety z dziećmi. Powiedziały, że wydostały się przed  wkroczeniem Czerwonej Armii. Rosjanie zbieraliby ludzi z ulicy, odstawiali na dworzec i wywozili na Syberię. Wieczorem do obozu Volkssturmu przybył były powiatowy mistrz drogowy Westphal z Krickhausen(Krzykały) - ostatnio przydzielony do Zichenau - i zameldował o szybkim posuwaniu się Rosjan. Strumień uchodźców nie ustawał. Przybywali pieszo, rowerami, wszelkimi dostępnymi środkami lokomocji, nawet z wózkami spacerowymi i dziecięcymi,  przywożąc  ze sobą swój skromny dobytek. Chcieli tylko uchronić się przed okrucieństwem i wywózką.

W nocy i w ciągu następnych dni dowiedziałem się, co oznacza ucieczka. Dwóch rannych żołnierzy ze szpitala w Sensburgu (Mrągowo) w szpitalnych ubraniach i filcowych kapciach przyszło pieszo do Wormditt (Orneta); tutaj kapcie rozleciały się całkowicie. Małżeństwo z Allenstein (Olsztyn), mające ponad 70 lat, które do Ornety dotarło na piechotę około drugiej  w nocy, całkowicie wyczerpane. Młoda kobieta z małym dzieckiem w samochodzie po przyjeździe dowiedziała się, że jej małe dziecko po drodze zamarzło. Około 2500 do 3000 uchodźców napłynęło do miasta do poniedziałkowego ranka, a miejsca było mało. Zdziwiłem się, że w niedziele „władcy” miasta Wormditt i kierownik okręgowy NSV (opieka społeczna) wraz z personelem gimnazjum  zjawili się bardzo chętnie, aby przyjąć uchodźców, ale po krótkim czasie wymknęli się bez słów. Po tym co usłyszeli o Rosjanach, poczuli się nieswojo. Przygnębiające były doniesienia o rosyjskim natarciu, o wyższości Rosjan, o upadku Olsztyna. W małym miasteczku, w którym wszyscy się znają, nie ukryje się żadna tajemnica. Wielu uciekło.

 

Drogi w Prusach były zapełnione uchodzcami
Drogi w Prusach były zapełnione uchodźcami

 

Poniedziałek, 22 stycznia

Rano poszedłem do domu, aby naradzić się z żoną i siostrzeńcem. Moja żona zauważyła, jak żona burmistrza została zabrana przez ciężarówkę z sąsiedniego domu. Powiedziałem: "Ty też musisz uciekać" Ale nie było już pociągu. Rozeszła się pogłoska, że ​​jutro, we wtorek, co godzinę ma odjeżdżać pociąg do Rzeszy. Czekaliśmy.

 

 

 

Wtorek, 23 stycznia

Poszliśmy więc na dworzec wcześnie rano. Hol i poczekalnie były zatłoczone; wszyscy chcieli wyjechać. Na torze do Mehlsack (Pieniężno) stał przepełniony pociąg pasażerski, w kierunku Mohrungen (Morąg)  zatrzymał się transport wojskowy, cywile wchodzili do wagonów. Rozmawiałem z kierownikiem transportu i poprosiłem, żeby zabrał ze sobą moją żonę i siostrzeńca, pociąg miał jechać do Szczecina. Czekali do ósmej wieczorem na wyjazd, potem wszyscy cywile musieli opuścić pociąg.

Niezadowolenie wśród uchodźców pojawiło się już wcześniej, gdy dowiedzieli się o ucieczce miejscowych dygnitarzy. Zwrócono się do mnie z żądaniem zapewnienia dalszej pomocy, zwłaszcza że wszystkie poprzednie obietnice były tylko pustymi wymówkami.

Żądano mleka i chleba dla dzieci, lamentowano też nad brakiem mięsa. Chcieli iść na zakupy, aby kontynuować podróż; zawsze słyszano te same skargi. Skontaktowałem się z administracją miasta, bez skutku. Fale wzburzenia wzrosły szczególnie w nocy.

Uspokajałem ludzi do rana, a następnie poprosiłem dwóch uchodźców, by poszli ze mną do burmistrza  przedstawić mu nasze postulaty. Ustaliliśmy że mleczarnia ma natychmiast dostarczać mleko dla dzieci, a piekarnia Bruno Schmeiera otrzymała polecenie by dostarczyć chleb. Rzeźnik Konarski miał dostarczać uchodźcom mięso.

Ale jak wielu ludzi miałoby uciec przed inwazją Rosjan? Dyskutowano w ratuszu w obecności delegacji z innych miast oraz Burmistrza Werne. Nadinspektor Breuer zadzwonił do Gauleitung w Królewcu i poprosił o dostarczenie dodatkowych pociągów - bez powodzenia. Także od Gauleitera Dargela z Zichenau o którym była mowa, przyszła odmowa. Nie było ani lokomotyw, ani wagonów a uchodźcy zdecydowanie powinni opuścić miasto, bo ponownie ruszyli Rosjanie, ostrzeliwując Ornetę. Rolnicy z okolicznych wiosek musieli w środę wysłać sanie, aby przetransportować uchodźców w kierunku Mehlsack – Braunsberg (Pieniężno-Braniewo). Podobno w akcji brało udział kilkaset sań.

Mieszkańcy Wormditt  czekali na rozkaz ewakuacji jednak władze miasta bały się go wydać, ponieważ burmistrz Pieniężna został rozstrzelany na rozkaz Gauleitung za rzekome ewakuowanie miasta zbyt pospiesznie. Mimo to wielu mieszkańców opuściło Wormdiit.

 

Ornecki dworzec
Ornecki dworzec

 

Środa, 24 stycznia

Rosjanie tymczasem przedarli się od południowego zachodu do Elbląga i odcięli Prusy Wschodnie od Niemiec, z Prus Wschodnich można było już wydostać się tylko przez Zalew Wiślany. Najpierw uchodźcy, którzy pozostali w Wormditt, mieli zostać przewiezieni ze stacji kolejowej do Frauenburga i Zalewu. Do tego celu przydzielono dwie ciężarówki. Gimnazjum i sala gimnastyczna były opróżnione, ale kiedy po południu ponownie przechodziłem koło gimnazjum, zobaczyłem, że coś wije się na słomianym łóżku pod kocem. Było to dziecko około półtora roku. Nauczyciel Lunkwitz i pan Woyczechowski zabrali go do sierocińca.

Rosjanie ponownie ostrzeliwali miasto z Oberheide (okolice wieży ciśnień). W godzinach wieczornych nakaz ewakuacji miasta został przekazany telefonicznie. Większość mieszkańców prawdopodobnie już opuściła Wormdiit. Późną nocą szedłem ulicami do szkoły podstawowej z moim kolegą Klawuhnem z Tilsit-Ragnit (miejscowość na Mazurach). Wszędzie panowała martwa cisza, prawie nikogo nie było. Na rogach rynku stacjonowały już posterunki wojskowe. Słyszałem od żołnierzy, że należy bronić miasta. W ratuszu dowiedziałem się, że ostatni uchodźcy, do których miałem dołączyć, zostali nagle zabrani ciężarówką. Ponieważ Rosjanie ostrzeliwali miasto, głównym hasłem było; „Ratuj się kto może”  W drodze powrotnej do naszego domu zobaczyłem przed Villa Maria (dom przy Sportowej 2) duży samochód z małą flagą. Dowiedziałem się, że stanowisko dowodzenia znajduje się w piwnicy Villa Maria. Na moją prośbę pozwolono mi jechać z nimi, gdy będą się wycofywać.

Była już godzina druga, nie mogłem spać i usłyszałem, że artyleria zmotoryzowana, która wieczorem przyjechała na boisko, znów się wycofuje. Wyszedłem zapytać co się dzieje. Księżyc od czasu do czasu przebijał się przez śnieżne chmury i oświetlał panoramę miasta. Boisko było puste, samochód dowódcy stał jeszcze przed Villa Maria, rosyjska artyleria ostrzeliwała miasto.  Szofer wyjaśnił mi, że niedługo stanowisko dowodzenia ma być przeniesione w kierunku Mehlsack (Pieniężna). Aby nie stracić kontaktu zapytałem go czy nie chce poczekać w moim ogrzewanym mieszkaniu. Resztę nocy przegadaliśmy przy grzanym winie.

 

Armia Czerwona
Armia Czerwona

 

 

Czwartek, 25 stycznia

Stanowisko dowodzenia przeniesiono do szkoły w Neuhof (Nowy Dwór).  Mój kolega Klawuhn i ja musieliśmy iść z Nowego Dworu do Heinrikau (Henrykowo) z pełnymi plecakami. Tam kolega spotkał rodaków z Tilsit-Ragnit zmierzających do Wormditt. Jednak dostęp do Wormdit był już zablokowany. Pojechaliśmy więc do Rosengart koło Mehlsack (Pieniężno), gdzie spotkaliśmy kilku uchodźców.

W tym i następnych dniach Klawuhn i ja zajęliśmy się zakwaterowaniem, wyżywieniem i transportem uchodźców w Mehlsack i okolicach wraz z miejscową opieką społeczną. Wszystkie drogi były zatkane uchodźcami i wycofującym się wojskiem. W pogodne dni i często także w nocy samoloty wroga atakowały pociągi i miasto Pieniężno. Grzmot wielkich dział zbliżał się coraz bardziej. Nastały dni zmartwień i bezsenne noce. Uchodźcy powoli ruszyli w stronę Zalewu Wiślanego. Uznałem więc, że pod koniec stycznia moja praca w Mehlsack (Pieniężno) się kończy. Ponieważ w ogłoszeniach publicznych grożono rozstrzelaniem wszystkich mężczyzn, którzy nie zgłosili się do Volkssturmu, wróciłem do Wormditt.

Czwartek, 1 lutego

Moja żona odprowadziła mnie do szpitala w Pieniężnie, gdzie rozstaliśmy się o 14.00 i dalej poszedłem już sam. Po dziesięciu minutach samoloty wroga pojawiły się i ostrzelały pieszych i pojazdy na drodze do Ornety z broni pokładowej. Rzuciłem się w śnieg przy szosie. Zaraz potem zrzucili bomby na stację kolejową, zabijając dużą liczbę osób. Gärtner Reinhold z Karbowa dogonił mnie po drodze i zabrał ze sobą. Za Cieszętami natknęliśmy się na burmistrza Radau z Drwęczna, którego wojsko nie wpuściło do Ornety. W naszym domu osiedlił się oddział kolejarzy. Po małym odświeżeniu i krótkim odpoczynku udałem się na zwiedzanie miasta. Ostrzał nieco osłabł. Z rozbitych okien łopotały zasłony. W niektórych mieszkaniach i piwnicach błysnęły latarki, co świadczyło o tym, że szabrownicy pracują. Róg rynku w pobliżu Paula Heinricha wyglądał na opustoszały, w miejscu, gdzie kilka dni wcześniej szalał pożar. Na dziedzińcu szkół podstawowych meble szkolne zostały wystawione na działanie wiatru i pogody. Z niektórych domów wyrzucono dywany na ulicę itp. Więc to było nasze śliczne miasteczko! Huk armat stawał się głośniejszy, poszedłem do swojego mieszkania.

Piątek, 2 lutego

Kolega Brosch spotkał mnie, gdy wychodziłem z naszego domu. Poszliśmy do siedziby Volkssturmu, gdzie kiedyś mieściła się miejscowa kasa chorych. Po drodze zgłosiłem dr Hoenigowi, że wróciła moja jednostka specjalna . Kompania Packheisera została rozwiązana aby zapewnić bezpieczeństwo rodzinom. Nasza kompania miała pilnować mostu na Andreasberg (okolice byłej jednostki), kompania Thiela mostu przy młynie Koya (Młynarska). Ponadto Volkssturm miał zapewnić porządek w mieście, zapobiegać  grabieżom oraz zbierać broń i amunicję porzucaną przez wycofujących się żołnierzy. Często w ciągu jednego dnia znajdowano ciężarówkę sprzętu wojskowego. Nie skończyło się to nawet po przybyciu żandarmerii polowej. Kuchnia polowa i punkt dystrybucji żywności znajdował się w hotelu „Złota Gwiazda”(przy MDK). Zarządzał  tam Josef Kreidner. Stanowisko opatrunkowe zostało już przeniesione do Heinrikau (Henrykowa).

 

Kuchnia polowa i punkt dystrybucji żywności znajdował się w hotelu „Złota Gwiazda”
Kuchnia polowa i punkt dystrybucji żywności znajdował się w hotelu „Złota Gwiazda”

 

Sobota, 3 lutego

Miejsce zbiórki dla wojska znajdowało się na skrzyżowaniu Brückenstrasse/ Andreasdamm i Gustav-Adoll-Strasse/Pillau (przy stacji Orlenu). Wycofujący się żołnierze często ich unikali, aby nie zostać odesłanym z powrotem do okopów. Aby ułatwić sobie przedostanie się, niektórzy zaopatrują się w cywilne ubrania. Zdałem sobie  sprawę, że pewnego dnia moje ubrania też zostaną skradzione. Zgodnie z dekretem Gauleitera Kocha żołnierze mogli wejść do swoich mieszkań i poszukać dodatkowej żywności. Kto jeszcze chciałby myśleć i rozmawiać o grabieży? Chociaż podobno w Ornecie zastrzelono żołnierza, który ukradł 27 par damskich jedwabnych pończoch.

Miejsce zbiórki dla wojska znajdowało się na skrzyżowaniu Brückenstrasse/ Andreasdamm i Gustav-Adoll-Strasse/Pillau (przy stacji Orlenu)
Miejsce zbiórki dla wojska znajdowało się na skrzyżowaniu Brückenstrasse/ Andreasdamm i Gustav-Adoll-Strasse/Pillau (przy stacji Orlenu)

 

 Niedziela, 4 lutego

Grabieże w mieście nasilały się z każdym dniem. Zaczęło się już, gdy z Wormditt wywieziono masę uchodźców którzy pozostawili swój bagaż. Litwini i Polacy natychmiast rozszabrowali walizki i paczki. Zgłosiłem to policji,  powiedziała mi, że są bezsilni wobec tak dużej liczby obcych elementów. Żadne mieszkanie, żaden lokal nie był bezpieczny przed szabrownikami. Po kilku dniach można było zobaczyć, że w lepszych mieszkaniach odbywały się nocne szalone orgie. Sklepy były plądrowane od piwnicy po piętro.

Poniedziałek, 5 lutego

Zauważyłem włamanie do mojego mieszkania. W kuchni stał żołnierz i robił sobie kawę. Byłem oburzony,  zapytałem, kto wyłamał i uszkodził drzwi?  Odpowiedział "Porucznik". Zobaczyłem że śpi w moim łóżku. Obudziłem go gwałtownie. Wyjaśnił mi, że w naszym domu zakwaterowano sztab batalionu ".Groß-Deutschland" Złożyłem skargę do dr Hoeniga. Ponieważ miał w sztabie znajomego oficera, chciał załatwić sprawę polubownie. Nieco później powiedział mi, że zgodnie z dekretem Gauleitera Kocha funkcjonariusze wykorzystali  cywilne mieszkania. Kiedy Brosch i ja wróciliśmy po południu do domu, funkcjonariusze próbowali przeprosić mnie kilkoma kieliszkami likieru. Wszystko powinno być w porządku.

Środa, 7 lutego

Rolnik Oskar Matern z Abbau (przedmieścia Ornety) przyszedł do administracji miasta i złożył zawiadomienie o swojej dziesięciodniowej niewoli u Rosjan w swoim gospodarstwie. Splądrowali wszystko,  on i jego żona zostali tylko z ubraniami, które mieli na sobie. Otrzymałem polecenie od inspektora miejskiego Breuera – ówczesnego zastępcy burmistrza – aby zdobyć ubrania dla Materna. U kupca Marienfelda  kilku żołnierzy przeszukiwało szuflady i półki. Strażnik z pistoletem stał na straży. Następnie poszliśmy do kupca Leo Keuchel. Pan Keuchel właśnie sortował towary w piwnicy. Pod drzwiami, na drodze do kościoła czekała ciężarówka, która miała zabrać  rzeczy. Matern dostał to, czego chciał.

Wiadomość o okrutnym morderstwie Adolfa Packheisera z Voigtsdorfu (Wójtowo), właścicieli ziemskich Bruno Kuhnigk  z Schwenkitten (Świękity) i Adolfa Klutha z Klutshagen (Klusajny) wywołała wiele emocji. Zimny dreszcz przebiegł po plecach niektórych ludzi, szerzył się strach przed Rosjanami. Dowiedziałem się wtedy również, że rosyjscy żołnierze zamordowali lekarza sztabowego i pielęgniarkę. Podczas tego aktu dwunastu Rosjan zostało schwytanych przez oddział żołnierzy niemieckich. Sąd wojskowy skazał ich na śmierć. Wyrok został wykonany na łące przy Drewen (Drwęca) za naszą kwaterą przy Mauerstrasse. Wśród skazanych był chłopiec w wieku od 14 do 15 lat. Rolnik Ludwig z Abbau opisał Rosjan z innej strony. Przychodzili do jego domu nocą z lasu Karben (Karbowo), pili wódkę i wracali rano, nie przeszkadzając nikomu.

Po usłyszeniu wieści o okrucieństwie Rosjan nawet niezłomni mieszkańcy zaczęli opuszczać miasto. Ludzie z Volkssturmu także nocą po cichu wycofywali się. Aż do kilku ostatnich dni administracja miasta przewoziła ciężarówkami starców i sieroty do laguny (prawdopodobnie chodzi o Zalew Wiślany).

Spotkałem dr. med. Antona Zimmermanna przy wejściu do Splanemanna (chodzi o sklep w budynku obecnego Banku Millenium). W ręku trzymał słoik i chciał iść do Heinrikau (Henrykowa). Lotnicy krążyli nad miastem i walili z broni pokładowej, podczas gdy rosyjska artyleria głośno dawała znać o sobie. Staliśmy przy sklepie Splanemanna i rozmawialiśmy, dopóki niebezpieczeństwo minęło. Emerytowany nauczyciel Eduard Skowroński, lokator naszego domu, ponownie odwiedził swoje mieszkanie (około 4 lutego) i chciał się wydostać z miasta. Wszystkie wyjścia były obsadzone przez policję drogową. Trzeba było mieć pozwolenie na wyjazd i wjazd. Skowrońskiego nie wypuszczono i teraz pojawił się w Volkssturmie. Od kilku dni znałem podoficera policji drogowej, który w zamian za dwie butelki wina wysłał Skowrońskiego do Packhausen (Pakosze) w wozie wojskowym. Również  naczelnik poczty Piontek przyszedł któregoś dnia obejrzeć mieszkanie. Uciekł do Basien (Bażyny) i chciał przeczekać, aż Rosjanie odejdą. Ponieważ po mieście krążyło tak wielu cudzoziemców, spotkanie z rodakiem zawsze było wyjątkowe.

 

 

Pomimo policyjnego kordonu ludzie wciąż znajdowali luki, aby wejść i wyjść. Niektórzy mieszkali w piwnicy i wycgodzili z ukrycia tylko podczas przerw w walkach. Z różnych powodów niektórzy wrócili z ucieczki i dostali się pod panowanie Rosjan. Zmarli na tyfus głodowy, podobnie jak nauczyciel Paul Zint z Krickhausen (Krzykusy)i żona nauczyciela Preusehoffa z Wagten (Drwęczno). Inni zostali zesłani, jak Maria Grunert z Schloßstrasse (ulica szkolna), która zmarła pod koniec marca 1945 r. w Czelabińsku na Syberii w wieku 49 lat.

Wielu jakoś przeżyło okres rosyjski i pracowało wśród Polaków. Prawdopodobnie nigdy nie uda się ustalić dokładnie, ilu przeżyło ucieczkę a ilu zginęło na poboczu drogi nawet na Pomorzu. Tu też Rosjanie rozstrzeliwali uchodźców, jak w Gdańsku proboszcza Paula Lunkwitza z Krossen (Krosno). Wielu musiało maszerować do Graudenz (Grudziądz) w ciągu tygodni, pod rosyjską strażą w wielkiej nędzy. W tamtym czasie Graudenz był miejscem zbiórki uchodźców zsyłanych na Syberię.

Kościół parafialny nadal dobrze przetrwał walki, choć jego wieża stanowiła dobry cel dla artylerii. O ile mogłem ustalić, od czasu ostrzału miasta nie odbywało się tu żadne nabożeństwo. Duchowni prawdopodobnie opuścili miasto wraz z masą ludności, gdy zarządzono ewakuację. O ile wiem tylko ojciec Hettwer i Dr. Stoll  z Andreasberg (tereny byłej jednostki) pozostali w mieście. Wczesnym rankiem w kaplicy klasztornej ojciec Hettwer spowiadał, odprawiał  Mszę świętą i udzielał Komunii św. Kaplica była wypełniona po brzegi osobami wszystkich warstw społecznych i grup wiekowych, modlącymi się o zażegnanie wojny i ochronę w potrzebie i niebezpieczeństwie. Zmarłych  wywożono na cmentarz naprzeciw Andreasberga, gdzie pan Plasswich i pan Mathew zrobili masowe groby w imieniu miasta. Pogrzeby odbywały się prawie codziennie. Ojciec Hettwer pozostał w Wormditt do ostatniego dnia. Spotkałem go w noc przed naszym wyjazdem. Opowiedziałem mu o wycofaniu Volkssturmu i o tym, że okopy były tylko nielicznie obsadzone przez piechotę.

W pierwszych dniach lutego Rosjanie zniszczyli napowietrzną linię energetyczną i nie było światła. Nie udało się znaleźć świec i nafty, a zrobiło się jeszcze gorzej, gdy wieża ciśnień w Oberheide wpadła w ręce Rosjan. Wodę pitną pobierano ze starych pomp, które dzięki Bogu nadal częściowo działały. Jak to dobrze, że miasto ich nie usunęło.

Po prawej widoczna ręczna pompa do wody
Po prawej widoczna ręczna pompa do wody

 

W rzece pływały wszelkiego rodzaju śmieci, w tym zwłoki zwierząt, które uniemożliwiały picie wody. My też przyczynialiśmy się do zanieczyszczenia wody. Np.  pewnego dnia dr Hoenig wydał mi rozkaz (6-lutego), aby pochować dwunastu Rosjan rozstrzelanych za naszymi kwaterami. Cztery osoby zgodziły się po obiecaniu pewnej ilości brandy i tytoniu. Poszli do pracy i po pewnym czasie zgłosili, że wykonali rozkaz. Zacząłem jednak mieć wątpliwości, tego samego dnia przypadkiem usłyszałem, jak przeprowadzono pochówek. Wbrew rozkazowi zwłoki zostały wepchnięte do wąwozu Drwęcy za pomocą tyczek. Podobno nie można było wykopać grobu w twardej, zamarzniętej ziemi, bo nie można było znaleźć kilofów. Na moją sugestię, że gdy Rosjanie zajmą miasto i znajdą trupy to zemszczą się na nas, ludzie poszli na most koło młynu Koya, podnieśli śluzy, trupy spłynęły z wodą  z miasta.

Śluza koło młynu Koya
Śluza koło młynu Koya

 

Sytuacja miasta stawała się coraz trudniejsza; ostrzał nasilał się z dnia na dzień, ryk organów Stalina był coraz bliższy. Artyleria niemiecka reagowała słabo, a okopy były nierówno obsadzenie. W ciągu dnia samoloty wroga dokonywały częstszych ataków. Żaden niemiecki samolot nie wystartował, gdy lotnisko było jeszcze nieuszkodzone.

Wieczorem Rosjanie testowali front w poszukiwaniu słabych punktów i jak donosili żołnierze, wysłali do miasta oddziały rozpoznawcze a o  świcie wycofali się do lasu Karben i Oberheide (Karbowo/wodociągi).

7 lutego, gdy zapadł zmrok, przyszedł do nas listonosz Daus i zameldował „Uzbrojeni Rosjanie stoją koło poczty”. Dzięki rozpoznaniu znali najważniejsze punkty w mieście, a także pozycje niemieckich dział, choć te często zmieniały pozycje, by utrudnić namierzenie.

Rosjanie podpalili Johannesbrücke, Bahnhofstrasse, Schloßstrasse, Hindenburgwall (1 Maja, Zamkowa, Kopernika), pocztę, most na Andreasberg (przy Mostowej) i inne ważne punkty w sercu miasta. W ciągu ostatnich kilku dni nie można było już bez większego niebezpieczeństwa wchodzić na zewnętrzne tereny miasta. Nawet w centrum miasta i na rynku wymagana była ostrożność, chociaż budynki zapewniały pewną ochronę.

Wieczorem 8 lutego pojawił się podoficer z małą ekipą, której zadaniem było wysadzenie w razie potrzeby dwóch mostów na Drwęcy. Obiecał nas poinformować gdy otrzyma rozkaz o wysadzeniu, abyśmy mogli jeszcze przejść przez most przed wybuchem.

Rosjanie ostrzeliwali teraz także drogę do Braunsbergu (w kierunku lotniska). W ciągu dnia z miasta można było tylko wydostać się w kierunku Neuhof-Heinrikau (Nowy Dwór-Henrykowo), spóźnieni piesi przechodzili również przez Melcherwald przez most przy Tabaksmühle.

Most kolejowy i kładka przy młynie tabaki
Most kolejowy i kładka przy młynie tabaki

 

W ciągu ostatnich kilku nocy drogi do Braunsherg (Braniewo) i Mehlsack (Pieniężno) były zapełnione kolumnami z zaopatrzeniem i amunicją oraz wycofującym się wojskiem w kompletnym nieładzie. Skrzyżowanie Brueckenstr - Andreasdamm  (przy Orlenie) często się korkowało, przez co żandarmeria przeżywała trudne chwile. Błyskały latarki, z daleka słychać było przekleństwa. Do tego doszły grzmoty rosyjskiej artylerii i wycie organów Stalina. Całe szczęście, że tej nocy Rosjanie nie celowali tak intensywnie w ulice a w inne części miasta. Dowiedzieliśmy się, że wojska zostały przemieszczone w nocy zgodnie z planem , gdyż front niemiecki się wycofywał. Nastrój wśród naszych ludzi spadł do zera

Po ciężkim ostrzale około 7 lutego Volkssturm musiał wymienić kwaterę przy Mauerstrasse na schron przeciwlotniczy kompanii Wieherta. Mauerstrasse była teraz bezpieczna w dzień i w nocy. Pewnego ranka pocisk przeleciał przez okno obok mojej głowy i trafił na przeciwległą ścianę. W nocy dom Lingnau zatrząsł się od kul, tak że musieliśmy spędzić całą noc w piwnicy.

 

Sobota, 10 lutego

Zostaliśmy wezwani przez dowódcę batalionu Dr Hoeniga do jego willi na spotkanie o godzinie 11 rano. Zjawił się sztab batalionu i po jednym przedstawicielu z każdej kompanii. Funkcję adiutanta batalionu pełnił Franz K Brand, dyrektor naczelny fabryki tytoniu Holzky. Cukiernik Leo Hoppe był odpowiedzialny za dostawy pieczywa, elektrycy Rockel i Erdmann byli odpowiedzialni za zabezpieczenie najcenniejszego towaru w sklepach. Obuwie zostało odebrane przez mistrza szewskiego Porscha. Pierwsi uczestnicy odczytali już rozkaz komendanta miasta Rotha jeszcze przed wejściem dr. Hoeniga. Było w nim coś w rodzaju „Volkssturm ma natychmiast wycofać się do Braunsbergu (Braniewo)”. Podczas dyskusji o wycofaniu naszego batalionu nad miastem pojawiły się rosyjskie samoloty, zaczął się ciężki nalot oraz ostrzał artyleryjski, który zmusił nas do szukania schronienia w piwnicy.

Dyskusja doprowadziła do następujących postanowień: Batalion i każda kompania najpierw załatwiają transport, na którym mają być przewożone bagaże. Nasz samochód od R. Holzky'ego i konie od  Splanemanna były gotowe do jazdy od kilku dni. W miarę możliwości każdy korzysta z roweru. Dużą wagę przywiązuje się do żywności, gdyż mówi się, że w Braunsbergu brakuje żywności.  Jako kwatermistrzowie Franz Majewski i  Beckmann mają natychmiast udać się do Braunsberga. Ze względu na ciągłe niebezpieczeństwo ostrzału, zwłaszcza na Johannisbrücke, punkt zbiórki marszu ustalono na godzinię 17:00 na Mauerstrasse. W końcu Arnold Breuer, który pojawił się w cylindrze podczas swojego ostatniego oficjalnego wystąpienia jako szefa administracji miasta, wygłosił przemówienie i życzył, aby pomyślny los uchronił miasto przed dalszą katastrofą. Rozdał resztki znaczków podróżnych, które bardzo często przydawały mi się podczas trasy do Saksonii.

Wczesnym wieczorem 10 lutego 1945 r. o godzinie 5  Volkssturm i administracja miasta zebrała się na Mauerstrasse, byliśmy gotowi do wymarszu. Most Johannisbrücke był nieuszkodzony, więc twierdzenie, że Volkssturm wysadził go w powietrze, jest nieprawdziwe. Nasz wymarsz był opóźniony o godzinę, gdyż Rosjanie ostro ostrzeliwali miasto, ulicę Mostową w szczególności. Około szóstej wieczorem opuściliśmy Obertorstrasse (Kościuszki) z około 45 mężczyznami i sparaliżowaną kobietą Behrendt, którą prowadzono. Na czele kolumny stanęła piechota, potem rowerzyści, a za nimi wozy z Drwęczna. W momencie, gdy ruszyliśmy, Pillau (przedmieście przy drodze na Pieniężno) stanął w płomieniach, od narożnego domu kupca Wiechmann do cieśli z Sonnwaldu, Rosjanie ten teren ostrzeliwali. Konie były niespokojne i spłoszone, zwłaszcza że tuż przed nami wciąż uderzały pociski lub przelatywały nad nami. Na drodze na skraju Melcherwald spojrzeliśmy po raz ostatni na nasze miasto i Drewenztal (Dolina Drwęcy). Niejeden z nas stał tam zamyślony, widział, jak nad jego ojczyzną zapada noc, ale wielkie pożary próbowały temu zapobiec.

Nikt z nas nie przypuszczał, że taki dzień może kiedykolwiek nadejść. Czy nasze dzieci nie uczyły się w szkole i nie śpiewaliśmy wcześniej pod kierunkiem naszego chórmistrza Hansa Heinricha, podczas gdy wypełniona sala w „Goldnen Stern” (MDK)  słuchała w skupieniu

 

Niech ten dzień nigdy nie nadejdzie

gdzie hordy brutalnej wojny

błąkać się będą po tej cichej dolinie

Oprócz Pillau wieczorne niebo poczerwieniało jeszcze nad dwoma innymi miejscami w mieście, a urząd pracy i szkoła zawodowa stanęły w ogniu. Dr Hoenig, optymista, zakończył nasze rozmyślenia słowami: „Wrócimy tu za trzy tygodnie.”

„Gdyby to było za trzy miesiące, bylibyśmy szczęśliwi”

– ​​odpowiedziałem. I ruszyliśmy dalej, z dala od naszej ojczyzny

 

Zdjęcie poglądowe,
Zdjęcie poglądowe,

 

W tym momencie kończą się zapiski dotyczące ostatnich dni Wormditt bezpośredniego świadka wydarzeń. Tłumaczenie translatorem pochodzi z fragmentu książki Wormditt. Eine Ermländische Kleinstadt in Ostpreußen wydanej przez Selbstverl. des Hrsg. Posiadamy jedynie zdjęcia słabej jakości tej pozycji. Ręczne przepisywanie tekstu i obróbka translatorem mogła spowodować przekłamania itp. Jednak staraliśmy się zachować sens i kontekst wspomnień Johanna Kaeslera. Pomimo niedoskonałości tłumaczenia tekst ten na pewno pomoże lepiej zrozumieć sytuację w jakiej znaleźli się mieszkańcy Ornety tuż przed wkroczeniem Armii Czerwonej w lutym 1945 roku. Ewentualne uwagi czy sugestie korekty prosimy przesyłać poprzez wiadomość na portalu Faccebook lub na adres Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.