Ostatni Niemcy w Ornecie
reklama

Po zajęciu przez Rosjan Pomorza, Ornecianie, którym nie udała się ucieczka do Niemiec, wrócili do rodzinnego miasta w liczbie około 700 osób. Traktowanie przez Rosjan było bardzo złe. Szczególnie cierpiały kobiety i dziewczęta. Wielu mężczyzn, kobiet i dziewcząt zostało porwanych przez Rosjan. Jeszcze gorzej było, gdy Polacy zajęli te tereny w połowie lipca.

Część posadzonych kartofli wykopano jeszcze niedojrzałe, a pozostałe zapasy żyta przedestylowano na wódkę. Niemcy byli traktowani przez Polaków jeszcze gorzej niż przez Rosjan. Polacy ponownie otworzyli nieistniejące wcześniej sklepy: Boganowskiego, Hausmanna, Ossowskiego, Abramowskiego Kramera, fryzjera Alexa, rzeźnika Eppinger, piekarnię Hoppe, a także sklepy z artykułami konsumpcyjnymi Marienfelda, Ida Bartela i piekarnią Schmeiera. Sklepy sprzedawały prawie wyłącznie artykuły spożywcze, niektóre miały też pasmanterię. Ceny były tak wysokie, że ludność niemiecka, która nie miała prawie żadnych polskich pieniędzy, nie mogła nic kupić. Na przykład funt boczku kosztował 200-300 zł, masło nie było tańsze. 

W mieście było tak źle, że w wyniku głodu wybuchł tyfus, od którego wiele osób zmarło. Pola po bitwie wokół Ornety przedstawiały obraz horroru. Nie tylko wokół leżały liczne rozdęte zwłoki bydła i koni, ale też zwłoki poległych żołnierzy, które trzeba było grzebać, było już lato. Pola były jak pustynia, nic nie było uprawiane, nic nie obsiano, widać było tylko chwasty. Teren był opuszczony. Nie widziałeś nawet psa, co najwyżej zdziczałego kota. Nie mogliśmy sobie wyobrazić, z czego Polacy i pozostali Niemcy chcą żyć w przyszłości. W Ornecie nadal istniały domy nadające się do zamieszkania lub takie, w których można było ponownie zamieszkać. We wsiach Open, Wolnica, Bieniewo, Bogatyńskie, Karkajmy, Thalbach, Krosno, Bażyny, Drwęczno  zniszczeniu uległo tylko kilka gospodarstw. Lubomino był prawie niezniszczone. Z drugiej strony w Osetniku i Mingajnach sprawy wyglądały bardzo źle.

Na początku listopada rozpoczęły się wypędzenia, najpierw bezrobotnych. Później do wysiedlenia byli przeznaczeni rzemieślnicy i specjaliści. Kiedy musieliśmy opuścić Ornetę, dziesięć minut wcześniej powiedziano nam, że możemy zabrać ze sobą pięćdziesiąt funtów bagażu. Ale gdy tylko policja wyprowadziła nas z domu Splanemannów, odebrano nam to. Po trzech tygodniach dotarliśmy do obozu w rosyjskiej strefie okupacyjnej. Po drodze nie było jedzenia. Wielu zmarło w transporcie.

Tłumaczenie wspomnień Franza Lange, mieszkańca Wormditt. 

Jak wyglądały ostatnie dni Wormditt?