Gdzie w czas upałów jest przyjemnie?
Wylot Warmińskiej, za cmentarzem.
Żaden to cymes, wprost – przyziemnie,
lecz gdy spiekota – o tym marzę.
Można przycupnąć na poboczu,
świerki kojący cień rzucają,
życie powolny krąg swój toczy,
czasem ludkowie przejeżdżają.
Lecz tu nie zawsze było cicho,
zwłaszcza w wojennej zawierusze.
Po trzech cmentarzach krąży licho
nękając potępione dusze.
Tam po prawej, gdzie obłąkani
szans nie mieli starości dożyć,
w wieżę kościoła Junkers przywalił –
czterech fryców poszło do Bozi.
A po lewej – obóz jeniecki –
chłopcy lotnisko budowali.
Nie dożyli glorii sowieckiej;
gdzieś po lasach ich pochowali.
Tędy też szli, ci co przegrali,
w ucieczce donikąd, bezładnej.
O cud swego Boga błagali,
czy próśb ich wysłuchał? Nieważne.
A z tyłu – rów przeciwczołgowy,
wraz z młodzieżą i staruszkami
wykopały niemieckie wdowy,
by Wormditt chronić przed Ruskami.
Muszę do czegoś Wam się przyznać,
choć to trudne i niewesołe…
Tam za rowem, gdzie jest ta pryzma
pierwszy raz kogoś w twarz kopnąłem.
Na tym opowieść ma się zakończyła…
,,Ulica Miła wcale nie jest miła”.