Wstałem dziś jakiś taki, nieswój…
Jakby z innego scenariusza.
- Zrób coś, byt swój zamanifestuj –
wewnętrzny głos zaskamlał w uszach.
Zwlekłem się z wyra – szósta dziesięć.
Przez okno na zewnątrz wyjrzałem;
zima to, czy jeszcze jesień?
Zaraz, zaraz – co to ja chciałem…
Życie mnie cosik nie zachwyca,
zaraza jaka, czy dyfteryt?
I nagle myśl, jak błyskawica:
- To nie zaraza! Jam emeryt…
Ja iść nie muszę do roboty,
dziś, jutro i pojutrze. Nigdy!
Wszystkie dni wolne jak soboty.
To ulga, czy poczucie krzywdy?
I co ja teraz będę robił?
Jak ten, co wszystkie zna krainy,
a gdy do kresu w końcu dobił –
a tam: ni domu, ni rodziny…