Stara, poniemiecka stodoła,
jak konający słoń – samotna,
nic już ocalić jej nie zdoła,
już nic dobrego jej nie spotka.
Brzemieniem czasu przygarbiona,
spróchniałe krokwie, chrome słupy,
dziurawy dach – stodoła kona;
wszystko ledwo się trzyma kupy.
A wnętrze jej – kapsuła czasu,
czas utknął w miejscu dawno temu.
Panoptikum, historii zasób
traktowany po macoszemu.
Stara sieczkarnia, zardzewiała,
fragmenty odszczeblonych drabin,
a tam – młockarnia kiedyś stała,
tam zakopany był karabin.
Szczerbate sierpy, bezrobotne,
wiszą na deskach jak na krzyżu:
smętne, ospałe i markotne –
przeszłości zew, sumienia wyrzut.
Ci, co przyjadą ją rozebrać
powiedzą: - Kupa starych śmieci.
Już teraz mnie telepie febra,
veto! Zgłaszam stanowczy sprzeciw.
Bo ja bym chciał jej zwrócić życie…
By tętniło, by znów się działo.
A Wy? Co Wy o tym myślicie:
- Że gościowi znów…
Może jakiś teatr? Paczangę?*
Disco-klepisco? Coś wymyślcie:
gumno-poezję, folk-balangę?
Co – nie byłoby zajebiście?
*Paczangę już uskuteczniono. Można? Da się?