Ani ja gość, ani gospodarz –
ja jestem po prostu tutejszy.
Znam miejscowe wszystkie rozdroża,
tu szukam tropów do swych wierszy.
Tu oddycham ,,swoim” powietrzem,
tu nie muszę wody w usta brać,
tutaj mam apetyt na ,,jeszcze”
i żadnej roli nie muszę grać.
Tu czas nie płynie pod nadzorem,
kwadransów nie reglamentuje.
Milczeć mogę, lub mleć ozorem –
zezwolenia nie potrzebuję.
Wybrukowane wspomnieniami
wąziutkie uliczki orneckie
szlifuję wiernie podeszwami
od kiedy byłem jeszcze dzieckiem.
Tu mam kumpli, których wieki znam.
I ich żony, szczególnie jedną,
znana jest też zapewne i wam,
bo przy niej wszystkie inne bledną.
Więcej znajomych na cmentarzach,
niźli tych, co jeszcze ,,na chodzie”,
przeszłości szukam w ludzkich twarzach –
obcy prawie każdy przechodzień.