- Jak pańska godność? – zapytałem
uprzejmie i kurtuazyjnie,
(zawsze pacjentów szanowałem)
to naturalne. Tradycyjnie.
Zdeptany piciem alkoholik,
skurczony w swojej bezsilności,
zmęczony wzrok podniósł powoli:
- Ja panie nie mam już godności.
Nic prawie nie mam, tylko przeszłość.
Przepiłem w życiu prawie wszystko,
co było cenne się roz… pierzchło.
Pesel mi został. I nazwisko.
Więc już o godność ich nie pytam,
bo nawet tym można urazić.
Pod kurtuazją szpila skryta,
więc mówię: - Proszę się przedstawić.