Prawie vis a vis cerkwi znajdowała się kuźnia p. Jakubiaka. Pamiętam, że jako dziecko co piątek patrzyłem na piękne konie czekające "w kolejce" na podkucie. Potem zaś, czego nie polecam, czepialiśmy się z kolegami wozów ciągnionych przez konie i tak jechaliśmy do skrzyżowania z Elbląską. Rzadziej w drugą stronę, prawie pod drewnianą budkę p. Chlastowej.. Obok stał kiosk z gazetami p. Ninkowej.
A propos, czy sklep sporzywczy na Alei nazywa się jeszcze od imienia kierowniczki, którą pamiętam jako dziecko: "Irena".
Kiosk przy Elbląskiej też miał swoją nazwę. Od narodowości kobiety, którą jako szkrab pamiętam jako starowinkę (kupowałem u niej papierosy dla dziadka) - "Niemka". Dawno nie byłem w Ornecie, więc nie wiem, czy jeszcze tam jakiś kiosk stoi.
Była też na "górce" zielona "Budka", w której mężczyźni wieczorami w sobotę popijali piwo, a dzieci kupowały oranżadę zamykaną na ceramiczne korki. Trzęsło się wtedy butelką i uderzając kciukiem w metal na boku butelki otwierało się ją dość "wybuchowo", a potem szybko przykładało usta do butelki, by nie uronić ani kropli czerwonego lub żółtego płynu.
Fajnie powspominać.