Jest Burmistrz Ornety I.Popiel, który spełnił marzenia, by tym burmistrzem zostać. On twierdzi że na szczęście ornecian,ornecianie wręcz przeciwnie. Jest i taki jeden ornecianin, który tą drugą opcje jakoby weryfikuje. Oto ten mieszkaniec ma a w zasadzie miał przed domem sad. Mógł sobie z chałupy wyjść i latem jabłko zgryźć. nie wiem czy miał włoski orzech,załóżmy,zatem jak ten orzech zgryźć,skoro pewnego dnia z chałupy wychodzi a szdu nie ma a stoi wiata. Fata Morgana czy co? Był sad, były jabłka a teraz wiata, której włściciela sadownik namierzył w mig. Podążył do Urzędu Miasta, ojca tego miasta i też ojca tego pomysłu wykarczowania jego wieloletnią pociechę smakowania swoich owoców. Zrelacjonował co ujrzał. Burmistrz, który przypomnijmy osiągnął swoje dziecięce marzenie, marzenie sadownieka w tym momencie wyciął w pień. Rozgoryczony szuka wyjścia a przede wszystkim winnego, który nie zarzał w mapy geodezyjne a powinien już na etapie projektowania. Dowiedziałby się, że ten teren nie należy do gminy. Nad pracą urzędnika czuwa i jest za niego odpowiedzialny Burmistrz. Cóż on I.Popiel-najwspanialszy Burmistrz 700-letniej Ornety czyni? No przecież nie będzie bił się w piersi-"maja wina, moja wielka wina",zapomnijcie o tym.On jest kryształ,juz pisałem nie ma w nim poczucia winy i chyba nie ma też wyczucia sytuacji, bo klepie po ramieniu 60-latka, obiecując mu inne miejsce na sad i że on sam zasadzi jakieś karłowate.Na tą jawną bezczelność sadownik zripostował, że niech klepie sobie konia a biegać po jabłko na drugi koniec miasta nie będzie.Zresztą tych jabłek nie dożyje,swoje chodował 20 lat, zatem może wnuki. Ale też nie ma pewności, bo jak trafi się nie daj Boże znowu taki burmistrz to i one obejdą się smakiem. Sprawa trafiła do sadu, bo to bezprawie zawładnąć prywatnym gruntem. Grunt ma swoją cenę, jabłoni cenę można ustalić, wliczając parenaście lat owocowania plus karę za zabór mienia.Tego uzbiera się. Zatem chce odszkodowania i by tą wiatę Burmistrz wziął na swój ogródek.Za to on osobiście nie zapłaci a oczywiście ornecianie. Podsumowując, I.Popiel szybko swoją kolejną niekompetencję zakamufluje a swoje 4 litery ochroni.W tym się wyspecjalizował, kozła ofiarnego znajdzie, choćby z wyliczanki-"na kogo padnie na tego bęc".Dalej będzie kadził mieszkańcom jak on prawy, jaka ma społeczną empatię, no przyłóż do rany, trzba mu dać następną kadencję. Toć to skarb dla miasta, tak wczuł sie w rolę, że skontatował, iż jak jest się burmistrzem to wszystko w gminie-cała trzoda,budynki,lennicy to jego własność. Nie ważne co tam w akcie notarialnym jakiegoś miłośnika jabłek widnieje. On jest ojcem miasta i opiekuje się wszystkim, dajmy na to nawet psia kupą na trawniku, bo to trawnik ornecki, to i kupa ornecka. Dochodzimy do absurdu, ale to pokazuje absurdalność zarządzania gminą przez I.Popiela, który chyba ma głowę w chmurach i wciąż podekscytowany jest, że został burmistrzem. Tylko ile to spełnienie jego marzeń kosztuje ornecian? Oni dostrzegaja swój błąd, chcieli czegoś nowego, więc kupili kota w worku i stąd ten ambarans. Ale zacytuję na koniec wers swojego wiersza "nawet stal pęknie tam gdzie spaw".
na